Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.2.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wając głową, nakoniec w oczach jej ukazały się dwie, duże łzy, którym pozwoliła spłynąć spokojnie po twarzy.
Potem, zwróciwszy się ku mnie, spytała:
— Wiesz, że Głuchów sprzedany?
Widocznie była to myśl, która nie opuszczała jej ani na chwilę, jej wieczne zmartwienie, jej ciągła zgryzota, jej nieszczęście.
Anielka, usłyszawszy pytanie, spłonęła nagle. Był to przykry rumieniec — bo rumieniec żalu i wstydu — ja zaś odpowiedziałem:
— Wiem. Albo się to da odrobić i w takim razie niema nic straconego, albo nie da i wówczas trzeba się zgodzić z wolą Bożą.
Anielka spojrzała na mnie z wdzięcznością, pani Celina zaś rzekła:
— Ja się już nie łudzę.
Lecz nie była to prawda: łudziła się. Oczy jej spoczywały na moich ustach, czekając jakiegoś słowa, któreby utwierdziło w niej ukrywaną nadzieję, chcąc więc być do końca wspaniałomyślnym, rzekłem:
— Konieczności każdy musi ustąpić i trudno kogoś za to winić, ale z drugiej strony myślę, kochana ciotko, że niema takich przeszkód na