Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jaki słucha, gdy się do niego mówi, ma coś z tego, co mają zwykle ludzie głusi. Słyszał dotąd doskonale, ale widocznie już ciągle kontrolował się, czy mu słuch nie słabnie.
Starałem się go uspokoić, on zaś rzekł:
— Ja też to samo myślałem. Nie warto dla niebezpieczeństw — tylko prawdopodobnych, psuć życia sobie i komu. Toż i cholera bywa we Włoszech, a głupio-by przecie było, żeby się żaden Włoch nie żenił dlatego, że może umrzeć na cholerę i zostawić żonę z dziećmi bez opieki. Zresztą zrobiłem, com był powinien. Powiedziałem naprzód pannie Wandzie, że ją kocham, że dałbym życie, żeby ją mieć, ale jest na przeszkodzie to a to! I wiesz pan, co ona mi odpowiedziała? Powiedziała mi tak: «Jak panu nie będę mogła mówić, że pana kocham, to będę pisała». Nie obyło się przytem bez łez, ale w godzinę później śmieliśmy się już z tych strachów i ja umyślnie udawałem głuchego, żeby ją zmusić do napisania: «kocham».
Rozmowa ta utkwiła mi w pamięci. Śniatyński myli się, twierdząc, że u nas osły tylko mają jeszcze jakąś wolę. Ten rzeźbiarz miał istotne powody do namysłu, a tydzień wystarczył mu na tak walne postanowienie. Być może, iż