Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czego masz męczyć się z jakichkolwiek powodów?»
Następnie, widzę w sobie jeszcze jedną zmianę. Stopniowo przyzwyczaiłem się nawet i do tego, co z początku tak drażniło mój honor — i policzkuję już teraz, mniej więcej obojętnie, paralityka. Spostrzegłem od kilku dni, że pozwalam sobie jednak na tysiące rzeczy, na które nigdybym się nie ośmielił, gdyby Davis, zamiast być takim fizycznym i umysłowym Łazarzem, był tęgim, umiejącym bronić swej czci i własności człowiekiem. Nie zadajemy już sobie teraz trudu jeżdżenia na morze... Wprost nie przypuszczałem, żeby moja drażliwość mogła i pod tym względem tak stępieć. Łatwo mi wprawdzie powiedzieć sobie: co mnie ten marny lewantyńczyk może obchodzić? — ale, dalibóg, nie mogę natomiast obronić się często myśli, że moja czarnowłosa bogini, z brwiami Junony, właściwie nie Juno ma na imię, ale Cyrce i że dotknięcie jej zmienia ludzi — jakby tu najmitologiczniej powiedzieć? — na wychowańców Eumeja.
A gdy zadaję sobie pytanie, w czem to leży, odpowiedź równa się bankructwu wielu moich poprzednich poglądów. Oto miłość nasza jest miłością poprostu skóry, nie duszy. Wraca mi cią-