Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jako przedstawiciel czegokolwiek, ale poprostu jako człowiek, który w danym wypadku jest innego zdania, moja zuchwałość wzbudziła pewien podziw. Chodziło o klasy tak zwane wyzyskiwane. Stawowski jął się rozwodzić nad ich położeniem bez wyjścia, nad ich słabością, nad brakiem zdolności do obrony — i właśnie poczęło się koło niego tworzyć kółko coraz większe, gdy mu przerwałem:
— Proszę pana, czy pan przyjmujesz teoryę Darwina walki o byt?
Stawowski, który jest z zawodu przyrodnikiem, chętnie przyjął rozprawę na tem polu.
— Naturalnie! — rzekł.
— To pozwól pan sobie powiedzieć, że jesteś niekonsekwentny. Bo gdybym ja, jako chrześcijanin, troszczył się o słabych, bezbronnych, uciśnionych — toby było słuszne: mnie Chrystus tak kazał; ale pan ze stanowiska walki o byt, powinienbyś sobie powiedzieć: są słabi, są głupi, więc muszą iść na łup nie tych, to tych — to jest kapitalne prawo natury — więc pal ich licho! Dlaczego pan sobie tego nie mówisz, wytłómacz mi tę sprzeczność?
Czy, że Stawowski stropił się opozycyą, do której nie jest przyzwyczajony, czy istotnie