wczoraj opodal ognia. Opowiadałem dużo o Rzymie i jego zabytkach, a słuchano mnie z takiem namaszczeniem, że ażem się sam sobie wydawał śmieszny. Ciotka, gdy opowiadam, nie spuszcza oczu z Anielki, badając, z pewną surowością nawet, czy twarz jej wyraża należyty zachwyt. Ale jest go tam aż nadto. Wczoraj powiedziała mi:
— Kto inny mógłby tam całe życie mieszkać i nie dostrzedz połowy tych piękności, które ty widzisz.
Ciotka natychmiast dodała z dogmatycznym spokojem:
— Ja zawsze to samo mówiłam.
Dobrze, że niema tu drugiego takiego sceptyka, jak ja, bo obecność jego wprawiałaby mnie w zakłopotanie.
Pewnym rozdźwiękiem między nami jest matka Anielki. Tyle w życiu przeszła, tyle się nakłopotała, że wesołość jej została raz na zawsze zwarzona. Ona się poprostu boi każdej przyszłości i bezwiednie podejrzewa, że nawet pomyślność ukrywa jakąś zasadzkę. Była z mężem ogromnie nieszczęśliwa, później przechodziła tysiące zmartwień z powodu majątku, który jest
Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.1.djvu/075
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.