Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/463

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

twardszą, to jeszcze zadanie: przyjmie ją li Bóg lub nie przyjmie? A ta, którą on sam posyła, bez najmniejszej wątpliwości jest dlań miłą. Ale dotąd mówiłem z tobą, Jw. chorąży, jako chrześcijaninem i człowiekiem; teraz dozwól, niech się odezwę do regimentarza jeneralnego naszej Konfederacyi. Kochasz ziomków, służysz im z takiem poświęceniem, a cierpieć dla nich nie chcesz?
— A już to za nadto, księże Marku! Od ciebie pierwszego taki zarzut słyszę, a nikomu innemu tegobym nie dał sobie powiedzieć. Ja za swoich cierpieć nie chcę? — Ja! A któż dla nich odemnie jest większym męczennikiem? A gdybym ich chciał odstąpić, czyżbym nie żył w dostatkach spokojny? Ojciec i brat jęczą w niewoli, od pięciu lat żony nie widzę, dzieci rozprószone po całym świecie, majątek złupiony. A całe moje życie jakież było, odkąd ze szkół wyszedłem? Nastąpiła Konfederacya nieświezka, ja się biję; ona rozwiązana, a ja na banicyę wskazany, tułam się po dżumach, po Turecczyźnie; wracam do ojczyzny i obce więzienie w niej znachodzę. Konfederacya radomska mnie uwalnia, a tu mi ojca w kajdanach wleką. Konfederacya barska się zawiązuje, a ja byłem z pierwszych, co się na nią podpisali, i jak widzisz, szósty rok się biję i rany dostaję. Ty księże, co wszystko wiesz, wiesz i to, ile krwi i łez dla ojczyzny lałem: czterdziestu lat nie mam, a biedą i zgryzotami tak zgrzybiałem, że na starca