Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łaby sprawą: tamby ich powiesieli nimby słońce zaszło, a dopiero mnie byłaby bieda z Pawlikiem: jednej nocy nie przespałbym spokojny. Z naszymi hajdamakami ani nadto dobrze, ani nadto źle być nie można. Wiedzą oni, że ich dwóch w moim ręku, z tego mi zysk: bo jakby szkodę zrobili, bez grodu kazałbym ich wbić na pal; radzi nie radzi muszą być spokojni.
A ja mu:
— A to piękną mieć będę kwaterę w lesie! Z deszczu pod rynę: ja kryję konie przed Moskalem, a złodziej mi je zabierze.
— Pan porucznik nie znasz ich obyczajów: w Szyjeckiej Budzie będzie bezpieczniej niż w Cudnowie. Hajdamaka ma wilczą naturę, nigdy szkody nie robi blizko swojego gniazda. Mamy tam hutę i karczmę, przy której co niedziela pełno hajdamaków. Piją z fabrykantami, nawet dzieci ich do chrztu trzymają: święta między nimi komitywa‘ ani hajdamak fabrykanta, ani fabrykant hajdamaki nie zdradzi. W kasie bywa po kilka tysięcy złotych, a daj Boże, żeby ze strony kasyera i rachmistrza nie było więcej szkody, niż od hajdamaków. Bywa często Pawlik u naszego leśniczego, i ja go tam razu jednego spotkałem i mówiłem z nim, udając że nie wiem co on za jeden, lubo leśniczy mi szepnął kto on taki. Niemasz co mówić, sprytny chłop a barczysty, że nie życzyłbym trzem jego spotykać, nie daliby mu pewno rady.