Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziesiąt ośm lat się skończyło, jak osobiście służę w kawaleryi narodowej, nie licząc tych kilku, co będąc zapisanym, w palcaty wojowałem ze studentami. I z hajdamakami się ocierało, i ze Szwedami się obwąchało pod Warką i Kaliszem, i siedmioletniej wojny coś się zaczepiło, i w czasie ostatniego bezkrólewia za piecem się nie siedziało, i z księciem wojewodą wileńskim po Wołoszczyźnie się tułało; a taki wystarczyło i lat i siły, aby tu wam służyć. A nie wielka była sztuka śmierć mnie znaleźć. Jakoż ukąsiła mnie ona kilka razy, ale jeszcze nie zjadła, jak widzicie, i Deus me custodiat, tuszę, że jeszcze niejednego tam wyprawię, dokąd i samemu wkrótce pójść trzeba. Otóż panowie moi, rok piąty temu, że pokój był po całej rzeczypospolitej, stałem sobie spokojnie w Krożach z chorągwią, której dowodziłem, jakby dziad do roboty niezdatny. To człowiek uczył towarzystwo iść gęsiego lub ocierać się o szachownicę; to ich sprawy z żydami sądził; to na delacie czopowe egzekwował: aż tęskno było że się próżnuje; cóż robić. Moskale przez Kroże idą a idą, a nie można im powiedzieć: — A za się! Chociaż chorągiew była dobrze pokryta, bo więcej pięćdziesiąt towarzystwa, a ledwo nie dwa razy tyle szeregowych, przecież przywołuje mnie JW. Giedroić, strażnik litewski, od śmierci JW. hetmana mój rotmistrz, i mówi mi te słowa:
Panie Ambroży, nie można wiedzieć co będzie;