Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stawszy towarzyszem, jeszcze pod znakiem JW. Denhofa, wojewody połockiego, co umarł hetmanem polnym, przysiągł że na każde wezwanie gotów gardłować za ojczyznę. Czyby siebie oszczędzał, czy nie, wszelako dziśby nie żył; bo kiedy padł pod Częstochową, miał lat siedmdziesiąt ośm, a już odtąd przeszło pięćdziesiąt lat minęło, i przecie nie był to człowiek przedpotopowy. Cóżby mu był za zysk, gdyby swojej powinności nie był dopełnił? A co zyskali zdrajcy ojczyzny, co Moskalom duszę przedali? Pieniądz jeśli nie został strwoniony, ktoś inny z niego korzysta, a najczęściej i niepotomek: małe parta idzie do czarta; wiemy z doświadczenia, że z grosza źle nabytego tertius haeres non gaudebit! To też pan Korsak bywało mawiał:
— O życie nie dbaj, bo ono nie twoje. Deus me custodiat (takie było jego przysłowie), kiedym został towarzyszem, jeszczem nie zarastał, bom z trzeciej klasy uciekł do chorągwi, w której będąc dzieckiem, miałem sowity poczet, z łaski JW. Denhofa, wojewody połockiego, ojca nieboszczyka hetmana, na którego dworze mój ojciec się wychował. Rychło po zameldowaniu poszedłem z chorągwią w korelicką puszczę dla łowienia rozbójników. Otóż był z nami towarzysz miękkiego serca, nazywał się Szeliga. Kiedy my hultajstwo ścisnęli w ostępie, a oni do nas dali z rusznic, pan Szeliga placu nie dotrzymał i uciekł co koń