Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

liczbą wywzajemnić się, ile że mnie na rany Chrystusowe zaklął, abym go szczerze bił, jakom doświadczył, że i on mojej skóry nie oszczędzał. Potem, choć zbolały że ledwo mógł się ruszać, kazał się wózkiem zawieść do pana sędziego Wierzejskiego, by mu donieść że na przedmieściu ladaszczyce osiadły. Szukano ich tam; ale złap wiatra w polu! Tak się to śmiecie prędko po tym kawałku wyniosło, że śladu nie można było dopytać. Dopiero pan rejent na pana Jelca! Ledwo ludzie odwiedli, że go nie zapozwał do grodu; ale jednak cała palestra tak uczuła krzywdę swojego rejenta, że pan Jelec musiał się wynieść z Nowogródka i w Wilnie szukać nowego szczęścia, ze starem rozbratawszy się przez pustotę. Jakoż go ono tam nie minęło; bo z taką wymową i praw znajomością wszędzie w Polsce nie byłoby mu trudno o kawałek chleba. Później po niedługim czasie ożenił się i zupełnie się ustatkował, że potem nieraz widywałem go z wielką przyjemnością. Ale pan rejent do śmierci mu nie odpuścił. Razu jednego przypadkiem w Wilnie, na obiedzie proszonym u pana Jana Wierzejskiego, rejenta sądów zadwornych, wysunął się gładko, aby z panem Jelcem za stołem nie siedzieć, z czego się nazajutrz przed gospodarzem tłómaczył. Tak to za naszych czasów umieli czuć godność i powagę chrześcijańskiego szlachectwa, nim zaczęto puszczać w pośmiewisko starożytne obyczaje, mianując je