Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

karczmie Czarnoszczenie zwanej, z powodu iż prostota powtarza, jakoby kiedyś dyablica miała się oszczenić obok tej karczmy, na tem samem miejscu, gdzie teraz stoi ś. Jan Nepomucen — spotkaliśmy pierwsze sanie orszaku księcia, a ostatnich już okiem dojrzeć nie można było. Więc my ustąpili z drogi, czekając aż sanie samego księcia nadejdą. Śniegu koniom było po brzuch, sędzia z urzędnikami stał przodem, a my z tyłu. Gdy się przybliżył sam książę, huknęliśmy wszyscy razem: Niech żyje nasz książę, ozdoba prowincyi litewskiej! — i wszyscyśmy pozsiadali z koni, żeby go powitać. Sędzia z mową wystąpił, aż książę do łez się rozczulił, powtarzając pokilkakrotnie: — Panie kochanku, czy ja wart żebyście mnie tak przyjmowali? — A pomimo nalegań sędziego wysiadł z sań, nie uważając że śnieg. Witał się z nami, a prawie każdego po chrzestnem imieniu nazwał, rozumie się z tych, co się ku niemu zbliżali; bo wielu z nas, i ja najpierwszy, nie chcąc sędziemu czasu zabierać, a tem więcej księciu, opodal staliśmy. Wszak pomimo naszej dyskrecyi więcej godziny witania trwały, a wszystko w śniegu; aż nacałowawszy i naściskawszy się z bracią szlachtą książę, krzyknął na koniuszego swego, żeby mu konia wierzchowego podał. A że sędzia nalegał, aby w saniach jechał jak wprzódy, zniecierpliwił się i rzekł: — Taki w. pan przyjaciel, panie Ignacy! Kiedy szlachta na koniu,