Strona:Henryk Rzewuski - Pamiątki JPana Seweryna Soplicy.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od tej pory zmazał plamę swojego związku ze Szwedami. Kasztelanie w tym względzie bronił swego przodka, a pan Tadeusz, co temu dyskursowi przysłuchiwał się, przerwał swoje milczenie, mówiąc: »Panie Władysławie, wstydź się bronić złej sprawy, chociaż swego naddziada. Hetman późniejszemi zasługami zatarł swoją zdradę, to mu przyznaję; ale pokąd trzymał z najezdnikiem, któż śmie przeczyć, że był zdrajcą ojczyzny?» Pan Władysław dowodził, że uleganie okolicznościom nie jest zdradą, i że człowiek widząc, że siebie zgubi, a ojczyznę nie zbawi, bardzo roztropnie robi, kiedy wchodzi w układy z nieprzyjacielem, aby się zachował ojczyźnie na czas sposobniejszy. Na to pan Tadeusz tak się oburzył, że porwawszy kamień, cisnął nim na głowę kasztelanica, aż ten się krwią oblał. Wielki z tego zrobił się rozruch w całym klasztorze. Postępek pana Tadeusza tem gwałtowniejszym być widziano, że kasztelanie z łagodnością się tłómaczył. Sam rektor świadczył pana Tadeusza, a potem kazał mu klęcząc przepraszać ukrzywdzonego kolegę. Ale pan Tadeusz pod plagami ani jednej łzy nie puściwszy, powiedział: »Com zrobił, tego nie żałuję, i nie przeproszę, choćby mnie zabić miano; a każdego uderzę, co mnie powie, że godzi się wchodzić w zmowy z najezdnikami ojczyzny.« Kilkakrotnie był bity, a nic go przemódz nie mogło. Jak się uparł, stał jak opoka nieporuszonym. Przestał go