Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/536

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzyli się w wątłą postać, stojącą u drzwi z opuszczoną głową i skrzyżowanemi na piersiach rękami. Nawet ci, którzy go nigdy nie widzieli, domyślili się kto to. W głębi sali zaczęto wychodzić na ławki, by go zobaczyć, a z ust do ust krążyły ciche pytania i odpowiedzi.
Jeden tylko człowiek stał niemy. W rogu sali tkwił tkacz Hansen, kryjąc w czerwonych rękach dolną część judaszowskiej twarzy swojej.
Gdy nauczyciel wreszcie skończył i wygadało się jeszcze kilku, ogłoszono z trybuny, że głos ma Emanuel Hansted. W tej chwili weszła na ławkę pod oknem młoda dziewczyna w czerni, a jednocześnie wstało z miejsc kilkanaście obtarganych figur, pośród nich zaś „czarna Trina,“ której obecność odrazu wzbudziła zaniepokojenie kierowników posiedzenia, zwłaszcza frakowców, zebranych przy ministrze. Była to Gerda i delegacja zwolenników Emanuela.
Gdy się zbliżył do trybuny, Gerda wyciągnęła ekstatycznym gestem ramiona i zawołała głośno, przenikliwie:
— Hosanna! Błogosławiony ten, który przychodzi w imię Pańskie!—
Hosanna! Hosanna! — powtórzyli chórem obszarpańcy, a głosy ich zabrzmiały szorstko i ponuro.
Zakotłowało na sali. Spozierano po sobie, ku przewodniczącemu i także trwożliwie zwracano oczy na ministra. Sejling chwycił momentalnie dzwonek, ale w tejże chwili na trybunie stanął Emanuel i zapadła grobowa cisza.
Trwała przeszło minutę i zdało się, że słychać szum skrzydeł anielskich. Emanuel podobniejszy