Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który tak dalece przejął się już rolą reformatora, że każdy sprzeciw uważał za osobistą obrazę, odparł namiętnie zarzut.
— Wszystko co mówisz, Sejling, to czysta sofisterja. Ten, kto jak my wierzy, że odnalazł prawdziwą wiarę Chrystusa, musi z konieczności uważać za przeciwników wszystkich nie dających temu wiary, bez względu, czy są chrześcijanami, czy nie. Pozatem jest obowiązkiem naszym pozyskać dla przekonań naszych wszystkich ludzi. To też nie podajemy, jak mówisz bezwyznaniowcom przyjaznej dłoni, ale otwieramy im ramiona, tak jak to przykazał sam Jezus Chrystus. Zresztą cóż znaczy nazwa? Gmina chrześcijańska winna przestać być jak dotąd lożą wolnomularską, do której wstęp obwarowany jest różnemi znakami i cudotwórczemi obrzędami. Nie! Wolny wstęp mieć muszą wszyscy. Czyż Chrystus był podejrzliwym kontrolerem, badającym czujnie wnętrze dusz ludzi, przychodzących słuchać nauki jego? Nie! Wpuszczał wszystkich, wszystkich... my zaś z radością winniśmy naśladować go w tem. Hasłem naszem jest: Naście żaj otwórzmy drzwi Kościoła! Dzwony głosić winny znowu słowa Zbawiciela: Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy spracowani i obarczeni jesteście! Mamy dla wszystkich ochłodę i pokój... dla wszystkich!
Podczas tej lirycznej tyrady odetchnęli z ulgą wierni Wilhelma Prama, a gdy skończył, rozległ się pochwalny szmer, od którego zbladł dyrektor.
Zabrał teraz głos mały pastor Mogensen, stwierdzając, że podziela w zupełności pogląd Prama, z tem atoli zastrzeżeniem, że żaden prawdziwy chrześcijanin nie może żyć we wspólnocie duchowej