Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grająca zdjęła je z klawjatury i złożyła na kolanach, spojrzenie Emanuela prześliznęło się mimowoli po ramionach panny Ranghildy i zawisło na jej karku, uwieńczonym kasztanowatym splotem w górę podgarniętych włosów, zakończonych ślimakowatym lokiem. Przez chwilę siedział zatopiony w ten obraz, pełen podziwu, śledząc spojrzeniem linje szyi, aż do prześlicznego lewego ucha, którego dolna część prześwietlona płomykiem świecy, jarzyła się koralowo. Nagle jednak oprzytomniał, odzyskał świadomość, przesunął dłonie po włosach i, gdy utwór został skończony, wstał z fotelu. Czuł się nieswój i chciał iść do domu.
Pożegnał się, trochę na łeb na szyję, jak powiadają, a w chwilę potem był już na drodze.
I tu jednak nie odrazu mógł ochłonąć z czaru, mimo że szedł twardym, raźnym krokiem, jakby pędzony silnem kołataniem serca. Tony muzyki płynęły za nim krętym gościńcem i odzyskał samego siebie dopiero, minąwszy granicę swej gminy i ujrzawszy czarne zarysy znanych wzgórz na tle słabo rozjaśnionego widnokręgu.
W salonie doktora Hassinga był tymczasem tematem bardzo ożywionej rozmowy. Wuj Joachim wszedł z jadalni i, otrzymawszy pozwolenie wywnętrzenia się, skorzystał z tej okazji w sposób bardzo wydatny. Pani Hassing zanuciła Emanuelowi hymn pochwalny, a mąż jej musiał również przyznać, że jest to człowiek „wielce oryginalny i niepozbawiony zdolności.“
Gerda siedziała bez ruchu w rogu fotela, milcząca i nieprzytomna, marząc i dumając.
Panna Ranghilda mówiła bardzo niewiele. Nie miała wielkiego powodu radować się tym wie-