Strona:Henryk Pontoppidan - Ziemia obiecana.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciwnie zdumiał mocno stanowczy ton i sposób, w jaki zareagowała na nowinę.
— Jesteś pan — powiedziała — przy całej swej nieśmiałości człowiekiem niesłychanie lekkomyślnym. Rzucasz się pan naoślep w sprawę zupełnie nieznaną, dla tego tylko, że jesteś pan niezadowolony z warunków, w jakich żyjesz chwilowo. Głupio to z mej strony, że chcę pana przywieść do rozumu, a jednak nie mogę się powstrzymać, by pana nie prosić o rozważenie na serjo skutków, jakie krok ten będzie miał dla pana... a także i dla nas. Wiesz pan dobrze, w jaki sposób ten tkacz Hansen i jego wielbiciele zachowali się wobec ojca mego, tedy, sadzę, zbyteczną jest rzeczą mówić panu, jak niewłaściwem... co najmniej, jak wprost niedopuszczalnem byłoby i jest ze strony pańskiej wszelkie zbliżanie się do tych ludzi.
Nie czekając odpowiedzi, obróciła się doń plecami i odeszła.
Słowa te, a zwłaszcza ich ton sprawił, że resztka bielma spadła z oczu Emanuela. Wiedział i przedtem, jakie skutki pociągnie dlań na plebanji i gdzieindziej... wystąpienie w domu zebrań. Pewny był, że dni jego kapelaństwa u proboszcza Tönnesena są teraz policzone. Ale sądził, że uszanowane zostaną przynajmniej osobiste przekonania jego, ba... łudził się nawet, że burza zakończy się polubowną jakąś ugodą. Teraz zrozumiał, jako wszelka próba dojścia do porozumienia byłaby daremną, ale dlatego właśnie przykrość jeszcze większą odczuwał, z powodu, iż czysty przypadek uniemożliwił mu wykonać zamysł i że mu to będzie poczytane za tchórzostwo. Jednocześnie ogarnęło go pragnienie zerwania raz na zawsze z przeszłością i uzyska-