Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biednym i opuszczonym, chcę tedy po śmierci zło naprawić. Ale nie mogę długo mówić... czytaj sama... Znasz tę kasę, za łóżkiem. klucze leżą tutaj... Znajdziesz akt darowizny na środkowej półce... — objaśniał, gdy otwarła kasę i dodał jeszcze — jest w żółtej kopercie...
Pani Engestoft podeszła z papierami do stojącej za parawanem lampy. Czytała pospiesznie, a pierś jej falowała i płonęły policzki. Nakoniec wybuchła szyderczym śmiechem.
— Byłam pewna... Tobie samemu, Niels, nie wpadłoby to nigdy do głowy. Ślepy pozna, czyja w tem ręka... Pan dyrektor Brandt otrzymuje upoważnienie... pan dyrektor Brandt wespół z panem obrońcą prawnym Sandbergiem decydują wyłącznie... Tak, tak — to jasne! Dziwię się tylko, że niema tu nazwiska kapelana...
Chory podniósł się ponownie na łokciach.
— Nie zmieniłaś się, Toro, na włos. Tak samo jak dawniej podejrzewasz wszystkich. Tak samo nienawidzisz ludzi! Słuchaj! Powiem ci coś przed śmiercią. Chyba nie przypuszczasz, bym i w tej chwili jeszcze żywił jakieś ukryte zamysły? Jesteś chora, Toro! Dusza twa i umysł są chore! Żyłaś zawsze sama z myślami twemi i dlatego tak zgorzkniałaś i tak się stałaś złą dla wszystkich. Żyj z ludźmi, stykaj się z nimi, a nabierzesz innego poglądu i życie twe, oraz życie Estery będzie szczęśliwsze!
Nie był w stanie mówić dłużej. Padł na posłanie blady, okryty potem i zamknął oczy.
Tora stała w nogach łóżka z papierami w ręku. Zapanowała nad sobą i zaczęła spokojnie, bez goryczy: