Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieci stanowić musiały pomost. Gładził im włosy, pytał co przedstawiają obrazki, jak spędziły przedpołudnie. Ema wmieszała się do rozmowy kilku obojętnemu zdaniami. Posłyszawszy jej głos cichy i niepewny, uczuł, że znika osad goryczy w duszy jego, a gdy po chwili dzieci udały się na podwieczorek i zostali sami, zbliżył się, objął ją za szyję i powiedział:
— Zapomnijmy o tem głupstwie, Emo!
Miast odpowiedzi zwróciła nań oczy uperlone łzami i drżące usta. Usta jej przybrały wyraz taki, jaki ma dziecko na moment przed wybuchem płaczu.
— No... no... tylko niepłacz! — mówił łagodnie i sprawił wkońcu, że uśmiech zjawił się w jej oczach.
Nie wspomniano ni słowem o wypadkach zeszłej nocy. Coprawda nie starczyło na to czasu, bo zaledwo Arnold wypił kawę, zajechały pod dom nowe sanki.
Ema towarzyszyła mu do sieni, czego nie czyniła zazwyczaj, i z wielką pieczołowitością pilnowała, by się ciepło ubrał. Kiedy się spodziewała wieczór, że wróci, odprawiła służebne i gdy posłyszała dzwonki, wziąwszy latarkę, wyszła przed dom, by go własnoręcznie wyłuskać z rozlicznych okryć.
Mimo wszystko wąż kusiciel wśliznął się do małego raju i Arnold wracający dnia następnego o zmroku od pacjenta we wsi, posłyszał z wielkiem zdumieniem dźwięki fortepianu dolatujące z bawialni. Sercu mu zatętniło w piersiach, zagryzł wargi... Czyż to możliwe... czyż on wrócił...?
Stąpając cicho na palcach, udał się do pracowni i zaczął nadsłuchiwać. Drzwi do salonu były zamknięte, ale poznał po niepewnem, wahającem uderzeniu i omyłkach, że grała Ema. Opanowany podejrzeniem, wytęży! słuch i po chwili, mimo trudności po-