Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z anielską cierpliwością i słodyczą. Dokazała też tego cudu, że potrochu ugłaskała straszną osobę. Ale nie doszło między niemi nigdy do zażyłości i wystarczało, by Anna-Marja włożyła na głowę modny kapelusz, lub na ręce nowe rękawiczki, a zaraz zaczynały się kazania pełne podejrzliwości i wytykań. Kilka nawet razy doszło do scen gwałtownych. Stara dama, mająca twarz pomarszczoną jak zbutwiały kartofel, znieść nie mogła świeżej cery synowej, a już do pasji doprowadzało ją, gdy Anna-Marja użyła jakiegoś kosmetyku.
— To dobre dla dziewek ulicznych, nie dla uczciwej kobiety! — powtarzała jej setki razy z oburzeniem.
Majorowa wiedziała już o tem potrochu z listów siostry, w których zawsze były wzmianki, że mąż stawał rycersko po stronie żony i nieraz dobrze natarł uszu matce. Nie było zresztą prawdziwej miłości między synem a matką, która go od dzieciństwa tak zadręczała kazaniami i napomnieniami, że w młodym wieku, będąc zresztą ambitnym, uniezależnił się od rodziny, zarabiając na własne utrzymanie.
Po śmierci matki zauważyła Anna-Marja zasadniczą zmianę w uczuciach męża dla siebie. Ciągle miał jej coś do zarzucenia i ciągle jej dawał admonicje. Szatan podejrzliwości, wylazłszy z ciała matki wlazł widocznie w niego, bo był nieznośny i stało się jasnem niebawem, że wlecze za sobą dziedziczną chorobę umysłową. Anna-Marja wyraziła przypuszczenie, że policyjny zawód męża, ciągłe śledzenie wszelakich przekroczeń i zbrodni, oraz chytre środki ich wykrywania przyczyniły się w znacznym stopniu do rozwoju owej manji prześladowczej. Węsząc ustawicznie za