Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chcąc się w tym stanie pokazywać córce. Nie przeraziło ją nadmiernie to omdlenie, zdarzające się w wieku przejściowym, gorzej niepokoiła się owem spotkaniem z kapelanem. Ten obłudnik skorzystał więc z pierwszej nieobecności jej i urządził sobie rendez-vous z Esterą.
Powinszowała sobie odwagi usunięcia bez pardonu z drogi natręta, gdyż inaczej daremne byłyby wszystkie ofiary, ta ostatnia nawet, dzisiejsza. Czas ostatni, by się znalazł na drugim końcu świata, a wówczas Estera zapomni o nim niewątpliwie.
Chciała wstać, ale padła z powrotem i zaczęła drzeć. Spojrzała przypadkiem na prawą rękę swą, leżącą na poręczy fotelu i wydało jej się, że jest sino-szara i zwiędła. Natychmiast uświadomiła sobie, że złudzenie to wywołane zostało zdenerwowaniem, mimo to jednak wpatrywała się w swą rękę ze strachem, jakby rzeczywiście zmieniła się nagle.
— Cóż się ze mną dzieje? — pomyślała i zamknęła oczy, nie mogąc znieść tego widoku.
Przypomniała sobie, że matka ostrzegała ją często i straszyła obłąkaniem.
— Czuwaj nad sobą, drogie dziecko! — mawiała — Wojownicze usposobienie doprowadzić cię może do rzeczy najgorszej. Spokój mieszka tylko w sercu łagodnem. Pamiętaj! Korz się przed niezbadanemi wyrokami Pana! Nie budź gniewu jego, albowiem srogim być umie i strasznie karać!
Czemuż nie odziedziczyła pokory serca po matce? I oto teraz dościga ją zemsta Boga. Niebiosy uczyniły z popędliwej dziewczyny złodziejkę i fałszerkę przysięgi... Czyż teraz straci w dodatku zmysły i skończy w domu obłąkanych?