Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Pontoppidan - Djabeł domowego ogniska.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w ścianę sypialni. Jeśli nawet umierający dal potem przyzwolenie na zniszczenie tegoż aktu, to w czasie tym nie mógł już posiadać pełnej świadomości swego czynu. Pozatem świadek zeznał, że nie wierzy zgoła, by tego rodzaju przyzwolenie miało rzeczywiście miejsce.
Przewodniczący spytał, czy świadek ma kogoś w podejrzeniu, iż skradł dokument, a dyrektor odrzekł wyraźnie: tak!
— Czy podejrzenie to skierowane jest przeciw pewnej, określonej osobie?
Świadek nie chciał na to odpowiedzieć wprost, natomiast przypomniał, że zmarły dawno brat pani Engelstoft dopuścił się w młodych latach kradzieży pieniędzy z kasy swego pryncypała, a to świadczy o zbrodniczych skłonnościach w tej rodzinie.
Owo jadowite ukąszenie doprowadziło urzędnika do złości.
— Tu nie jest stosowne miejsce dla wypowiadania tego rodzaju gołosłownych przypuszczeń! — zawołał — Pytałem, czy pan podejrzenie swe wiąże z czyjemś konkretnem nazwiskiem?
— Zaznaczam, — odrzekł świadek — że nie mam obowiązku czynić tu w sądzie rachunku sumienia!
To powiedzenie zdecydowało przewodniczącego.
— Czy ma pan — spytał — coś do powiedzenia, coby sprawę mogło rozjaśnić?
— Nie.
— A więc dziękuję i żegnam pana!
Następnie wezwano pielęgniarkę, siostrę Bodil. Przewodniczący wskazał jej miejsce i powiedział:
— Znała pani dobrze zmarłego właściciela Sofiehoej, gdyż pielęgnowała go pani przez czas dłuższy... prawda?