Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ona wyznawała judaizm — tem gorzej. Zostanie katoliczką.
Raz spotkali się przypadkiem — o! zupełnie przypadkowo — na Krakowskiem Przedmieściu. Było to popołudniu. W jednej ze świątyń skończyły się właśnie nieszpory. Nieliczna garstka ludzi opuszczała kościół.
Korzystając z tego żywego parawanu, który ich przed oczyma ciekawych z ich świata zasłaniał, stanęli i przez chwilę zwierzali się przed sobą wzajem z wrażeń i uczuć.
Wtenczas pierwszy raz przyszła im na myśl konieczność zmiany religji z jej strony. A więc cóż? Zmieni wiarę; nigdy zresztą nie była fanatyczną Żydówką, a całe usposobienie i wychowanie stawiało ją bezporównania bliżej chrześcijan, niż Żydów.
Tymczasem gromadki pobożnych były coraz rzadsze.
— Wejdźmy do kościoła! — rzekł do Róży.
Weszli. W kościele już prawie nikogo nie było. Panował tutaj półmrok i chłód, pomimo ciepłego nazewnątrz powietrza. Dziad kościelny gasił ostatnie światło w żyrandolu. Tylko przed ołtarzy migotały kolorowe, niebieskie, czerwone i złote lampki.
Uklękli przed jednym z bardziej oddalonych ołtarzy i półgłosem powtórzyli przysięgę, że do siebie na wieki będą należeli. Przed wizerunkiem Chrystusa, który dobrotliwie przy bladem świetle