Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spodziewała od człowieka w tym stroju i do tego stanu należącego.
— Więc niema niebezpieczeństwa? — wyszeptała
— Niema.
Za kwadrans Mojżesz był zpowrotem. Dzięki staraniom, matka dziewczęcia została przywrócona do przytomności, a zaimprowizowany posiłek powrócił jej chwilowo siły.
Odtąd zaczęła się znajomość między sąsiadami. Szła ona niezmiernie oryginalnym torem. Dwie kobiety: matka i córka, z trudnością mogły się przyzwyczaić do tego „Żydka“, który sferą, powierzchownością i formami widocznie do nich nie przystawał, którego oczy patrzyły tak dziwnie i tak głęboko. Jednak jego inteligencja i jawne poświęcenie dla kobiet, króre codzień w gorszem znajdowały się położeniu, wreszcie niezwykła na człowieka jego sfery delikatność, z jaką potrafił ofiarować swe usługi, zyskiwały mu coraz większą życzliwość, jeśli nie w oczach matki, co godzina bliższej grobu, nie mającej prawie żadnej świadomości, przybitej ciężarem choroby i nieszczęścia, to przynajmniej w oczach córki, wdzięcznej za szlachetną pomoc Żyda.
Po dwóch tygodniach matka umarła. Było to pewnej burzliwej nocy, kiedy na dworze wicher wył przeraźliwie, tłukąc się ponuro o wysokie ściany starej kamienicy. Uproszony przez Józię (takie było imię młodego dziewczęcia), Mojżesz do