Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed sobą list pana Natana i szybo wprawną ręką kopjował go na papierze. To mu nie przeszkadzało jednocześnie rozmawiać.
— Jacy oni niezręczni — mówił do „Złotej Rączki“. — Kiedy byłem młodszy i kiedy mi opowiadano o nich, jako najstarszych, najmądrzejszych i najzręczniejszych pomiędzy „naszymi“, wyobrażałem sobie niestworzone rzeczy. Dziś widzę, że każde dziecko potrafi ich dwóch wyprowadzić w pole. Naprzykład...
Przerwał, wykończając jakiś zakręt na papierze, przyglądał się z zadowoleniem kreślonym przez siebie wyrazom. „Złota Rączka“ spoglądała nań Pytająco.
— Naprzykład?... — podchwyciła.
„Josek“ prowadził swą robotę dalej.
— Gdybym nawet nie był tem, czem jestem, ale tylko zwykłym, pierwszym lepszym kantorzystą, wtajemniczając mnie do pewnego stopnia w swe stosunki, narażaliby się na bardzo poważne niebezpieczeństwo. Są tak niezręczni, że nie pamiętali, iż ja znam już Landsbergera, jako pracujący w ich biurze.
— Czy podobna?
— Ależ tak. Pracuje u nich wprawdzie od niedawna, zaledwie 7 czy 8 miesięcy, lecz pomimo to i mimo, że Landsberger przyjeżdża nader rzadko, właśnie po mojem wstąpieniu do biura był raz urzędownie w Warszawie, widziałem go i, poznawszy obecnie ukrywającego się pod nazwiskiem Pfeifra,