Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/359

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za tem oknem, zasłonięty firanką, stał, trzymając się konwulsyjnie krzesła, Apenszlak.
Zimna krew, jaką okazywał niedawno wobec urzędników, znikła. Zęby mu szczękały, jak w febrze. Przez zęby mruczał półgłosem jakieś niezrozumiałe słowa. Była to modlitwa — do Jehowy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jakim cudem nastąpiły w podziemiu, w ciągu 36 godzin, tak dziwne zmiany? Gdzie znikły paki z towarami i przyrządy?
Nasi czytelnicy domyślili się już tego dawno.
Apenszlak i Spółka przewidywali niejedno i w tym celu posiadali aż trzy składy, połączone przez nich piwnicznemi przejściami. Stosownie do rady, danej Apenszlakowi przez barona von Rajta, to wszystko, co mogło ich kompromitować, zostało niezwłocznie przeniesione podziemną drogą ze śpichrza przy Sapieżyńskiej i z piwnic przy Franciszkańskiej do najmniej niebezpiecznego składu na Muranowie. Stamtąd zaś wszystko natychmiast wywieziono.
Dokąd?... Zobaczymy.
Co do przejść i połączeń, te, korzystając z wolnego czasu, zamurowali z niepospolitą zręcznością bandyci, pozostający w służbie czcigodnej spółki. Jak się przekonamy niedługo, byli to prawdziwi majstrowie do wszystkiego, ci ludzie Apenszlaka!