Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A!... — była odpowiedź.
Za chwilę całe grono skierowało się w stronę załamu muru, z boku oficyny, z którego to miejsca, jak pamiętamy, rozpoczęła się owej pamiętne nocy podziemna wędrówka „Frygi“. „Wicherek“ uderzył parę razy ręką w zagłębienie, utworzone przez rodzaj framugi; tutaj rzeczywiście dawał się słyszeć oryginalny, pusty oddźwięk, dowodzący, że niewątpliwie istniała tu próżnia.
„Wicherek“ kręcił się około owej framugi, zaglądał pomiędzy cegły, naciskał je. Urzędnik zachęcał go spojrzeniem.
Ajent schylił się ku ziemi. Odsunął kupkę kamieni, którą, jak pamiętamy, napotkał już w czasie swej podróży „Fryga“. U dołu był tu rodzaj drewnianego progu, z którego wystawały duże główki gwoździ.
Uderzenie w trzecią zkolei główkę wywołało niespodziewany rezultat. Dał się słyszeć skrzyp, a w tej samej chwili część cegieł framugi odsunęła się wbok, jak otwierające się drzwiczki. Ukazał się ciemny otwór. Wionęło zeń wilgotne, piwniczne powietrze.
Łatwo sobie wyobrazić zdziwienie obecnych.
Po chwili jednak podziw zniknął, ustępując miejsca ciekawości. Co tam jest? Każdy zadawał sobie to pytanie.
Urzędnik policyjny, ze zwykłą mu energją, zarządził w tej chwili potrzebne środki. Ajenci otoczyli kołem otwór, ażeby z zewnątrz niewidziano,