Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy Karolcia spoglądała na niego dużemi, niebieskiemi oczyma z zapytaniem i wyrzutem, odrzekł głosem zaledwie dosłyszalnym:
— Później... później...
Raz, czy dwa razy zapytywał się, czy niema wiadomości od naczelnika.
Około samego wieczora ajentowi zrobiło się znacznie lepiej. Maligna, po dłuższym śnie, ustała; już od pół godziny leżał spokojniejszy. Młoda kobieta krzątała się na palcach po izdebce. Niedługo miał przyjść znów lekarz.
— Karolciu! — odezwał się przytłumionym głosem „Fryga“.
Przybiegła do niego do łóżka.
— Co chcesz, moje dziecko? Lepiej może, żebyś się nie męczył. Spróbuj zasnąć.
Przez chwilę czekała na odpowiedź.
— Widzisz... moja droga... ja się koniecznie muszę zobaczyć... z naczelnikiem...
Ciężko odetchnął.
— Czy nie był naczelnik?
— Nie, i pewno już dziś nie będzie.
W oczach ajenta odbił się wielki niepokój.
— Czy to bardzo ważne? — pytała Karolcia.
Chory przymknął oczy na znak potwierdzenia.
— Jeśli chcesz, mogę w twojem imieniu do niego napisać.
Twarz „Frygi“ rozjaśniła się uśmiechem; znów zrobił znak potwierdzenia.
Karolcia przysunęła stolik do łóżka, zapaliła