Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kwandrans „Fryga“, podtrzymywany przez stróża, przeszedł przez podwórze pogrążonej jeszcze we śnie kamienicy i znalazł się w dorożce, którą aż z Muranowa, od znajomego dorożkarza, sprowadził Jakób. Stróż, poleciwszy żonie zamiatanie podwórza, wsiadł do dorożki, ażeby się opiekować coraz bardziej słabnącym ajentem.
— Jedź na Stare Miasto — rzekł „Fryga“ do dorożkarza.
Przedtem ajent na ćwiartce papieru napisał ołówkiem kilka słów i kazał Jakóbowi około dziesiątej rano doręczyć swemu naczelnikowi.
— Tylko do własnych rąk! — mówił.
W drodze tymczasem coraz straszniejsza gorączka ogarniała „Frygę“. Kiedy przyjechali przed kamienicę na Starem Mieście, ajent był już zupełnie nieprzytomny. Dopiero porozumiawszy się ze stróżem miejscowym, Jakób zdołał się dowiedzieć, gdzie należy odstawić biednego „Frygę“.
Łatwo sobie wyobrazić przerażenie zaledwie rozbudzonej ze snu Korolci, kiedy dwóch ludzi wniosło niemal jej Józia, jak go nazywała, pokrwawionego, w porozdzieranem ubraniu, nieprzytomnego.
Wkrótce jednak, ze zwykłą sobie energją i inteligencją, zrobiła wszystko, co należało w tem położeniu.
Wypytawszy się Jakóba o to, skąd przybywa jej „mąż“ (tak go nazywała wobec obcych), odprawiła go, obdarzywszy dwuzłotówką, i poleciła ko-