Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z naszego biura?
— Tak.
— Jest to może cokolwiek nieroztropnie. Widzisz, trzeba być ostrożnym!
— O, bądź spokojny, tu nie może być obawy. To chłopak oddany mi zupełnie, jeszcze młody. A przytem sprytny. Kazałem mu tu przyjść i zdać raport. Ma się zapytać o pana Pfeifra, bo przecież stanąłeś pod tem nazwiskiem, jak zwykle?
— Tak, tak! I tu może trochę nieostrożnie. Ale, jeśli sam uważasz...
— Wszystko będzie dobrze.
— Bądź co bądź, dziękuję ci. A teraz do interesu.
— Zgoda.
— Ponieważ przyjeżdżam na twoje żądanie, powiedz najwpierw, co tak strasznego znajdujesz w naszem położeniu, że aż uważałeś moją obecność za niezbędną?
— Wiele...
— Ba, ba!...
— I nawet powiem ci, że stan rzeczy od chwili, kiedy pisałem do ciebie, bardzo znacznie się pogorszył.
— No, no...
— Krótko mówiąc, niewiele brakowało przed 48 godzinami, ażebyśmy zostali „nakryci“.
Pan Joachim, który w tej chwili z miną prawdziwego smakosza kosztował czterorublowe czer-