Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niedawno po kasjera. W jednej chwili objaśnił mnie, że zastał drzwi Halbersona zamknięte, a stróż i sąsiedzi twierdzili, że „stary“ wcale nie wychodził od rana. Zajrzał przez dziurkę: klucz był we drzwiach... Zrobił tedy alarm. I oto zebrał się tłum w podwórzu. Oczekiwano właśnie na policję...
— Niepotrzebny skandal! — syknął „Josek“. — Może jeszcze nic niema...
— Ale gdzie tam! — przerwał mu Henryk. — Posłuchaj pan... Natychmiast pobiegłem do drzwi Halbersona, oblężonych przez ciekawych. Rzeczywiście klucz tkwił w zamku... Schyliłem się do dziurki, ale czy rozkład mieszkania był już taki, czy też w pokoju panowała ciemność, dość, że nie można było nic widzieć wewnątrz... Stałem przy drzwiach niezdecydowany, nie wiedząc co robić, biec w tej chwili do biura, czy też zaczekać na policję, gdy wtem na podwórzu dał się słyszeć hałas... Zbiegłem na dół i dowiedziałem się o przyczynie hałasu. Oto jakiś łobuziak żydowski odkrył okno od sąsiednich schodów, które wskutek załomu muru pozwalało zajrzeć do mieszkania Halbersona przez jedyne okienko. Mieszkanie Halbersona znajduje się na pierwszem piętrze, pobiegłem więc czemprędzej na drugie piętro na schody. Ale przekonałem się niebawem, że i w ten sposób nic pewnego dowiedzieć się nie można. Okna pokoju Halbersona, o ile się zdaje, z podwójnemi ramami, a szyby pokryte warstwą kurzu... Dość, że z trudnością można widzieć łóżko, na którem, zdaje się,