Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chociaż stłumiony, ale jednak już daleko wyraźniejszy.
— Zobaczymy, gdzie jesteśmy — rzekł do siebie ajent.
Z łatwością przekonał się, że leżał na zwykłej piwnicznej podłodze, którą stanowiła gruba warstwa kurzu, pod którą były cegły. Opierał się plecami o dolne stopnie jakichś schodków.
„Fryga“, jak go znamy, był niezłym strategikiem.
Przedewszystkiem tedy pomyślał o zabezpieczeniu sobie odwrotu. W tym celu, pomimo bólu w kolanie, począł się wdrapywać po stromych i wąskich schodkach. Naliczył ich szesnaście. Kończyły się one rodzajem małej platformy.
Prożno jednak ajent upatrywał w górze lub z boków jakiego otworu, którego jaśniejszy, odróżniający się od otaczających go ciemności zarys, wskazywałby miejsce, przez które możnaby wyjść nazewnątrz.
„Fryga“ stanął na platformie i podniósł ręce do góry. Nie trafił na żadną ścianę. Dokoła była próżnia. Tylko ręce ajenta, wzniesione do góry, zachwyciły długie pasma pajęczyny, zwieszające się skądś, z niewidzialnego sufitu.
A więc odwrót był odcięty.
— Tem gorzej — rzekł do siebie „Fryga“. — Pójdziemy naprzód.
Zeszedł ze schodków. Usiadł. Zastanawiał się nad kwestją, w jaki sposób znalazł się w tem pod-