Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może to wprost zapaliły się sadze w kominie? — rozumował. — Nie, niepodobna. Do tej chwili byłby już większy wybuch. Zaalarmowanoby mieszkańców.
Znów wyleciały w powietrze dwie czy trzy iskierki, wzniosły się wysoko wgórę i zagasły.
— W tem jest coś tajemniczego — mruczał pod nosem „Fryga“.
Przeszedł się jeszcze parę razy. Objaw powtórzył się parokrotnie. „Fryga“ tarł sobie zapamiętale nos i rozważał.
— Ach, ach! — rzekł do siebie, zatrzymując się — jakiż ja jestem niedomyślny. Te iskry w żadnym razie nie mogą pochodzić ze zwykłego ognia na kominie lub w piecu. Nie wylatywałyby wcale, a przynajmniej nie wypadałyby tak wysoko. Pamiętam, kiedy mieszkałem na Okopowej, widywałem często wylatujące podobne iskierki z wysokiego komina fabryki.
„Fryga“ stanowczo znajdował się wobec zagadki.
Postanowił znaleźć jej rozwiązanie. Iskry wylatywały nie z kominów domu frontowego, lecz widocznie z głębi posesji, prawdopodobnie z oficyny poprzecznej, lub z oficyny, zajmowanej przez Apenszlaka. Ajent widział szczyty wysokich bocznych oficyn, górujących nad posesją, i mógł stwierdzić, że iskry nie pochodziły z ich kominów. Ażeby tę rzecz zbadać, należało bądź co bądź dostać się do wnętrza domu.