Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pośpiesznym krokiem zagłębił się w Podwale. Za kwadrans był na Nalewkach.
O tej porze ta ruchliwa we dnie ulica była cicha i milcząca. Zrzadka tylko słychać było szybkie kroki przechodniów. Sklepy wszystkie pozamykane. We frontowych oknach nie widać świateł. Tylko gdzie niegdzie przed bramą rzucała słaby blask kolorowa latarnia jakiegoś hotelu Zresztą, dwa szeregi latarń gazowych, o żółtych płomieniach, wydłużały się w dwie harmonijne linje, na tle śpiących w mroku kolosów-kamienic, które za kilka godzin miały znów zawrzeć zwykłym szumem i gwarem. Nalewki spały.
„Fryga“ już parękroć przeszedł się po trotuarze, położonym naprzeciwko domu, w którym mieścił się kantor Meinera. Okna drugiego piętra, zajmowanego przez pokątnego doradcę, były zupełnie ciemne. „Fryga“, który, nauczony doświadczeniem, udawał pijanego, z trudnością posuwającego się naprzód, zaczął już żałować bezużytecznej wycieczki.
Nagle serce mu uderzyło mocniej. Usłyszał hałas kroków; z głębi Nalewek, o kilka domów dalej, ukazały się dwa cienie, dwie postaci. „Fryga“ udawał pijanego z większą jeszcze, niż poprzednio, energją. Czapkę przekrzywił i mruczał coś niezrozumiale pod nosem.
Dwa cienie zbliżały się coraz więcej i rysowały coraz wyraźniej. Stanęły przed domem, w którym znajdował się kantor Meinera. Jeden z nich pociągnął za dzwonek.