Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W miarę, jak ten idjota „Szmulek“ przynosił pani coraz nowe wiadomości o coraz gorszym stanie sprawy jego, przychodziły pani do głowy coraz nowe głupstwa... Robiłaś sobie pani, jakieś nie mające, sensu wyrzuty sumienia i skrupuły... wreszcie dzisiaj postanowiłaś udać się do sędziego śledczego i powiedzieć mu wszystko.
Mówiący zatrzymał się przez chwilę.
— Czyż pani nie masz dość rozsądku, ażeby zrozumieć, na jak straszne niebezpieczeństwo narażałaś „Złotą rączkę“? Czy nie pojmujesz, że, gdybyś nawet wyzwoliła z więzienia jego, musiałabyś pójść do więzienia sama? Wreszcie, gdzież zemsta nad tym, który cię zdradził i porzucił?
Głos barona był zimny, ale poważny i pełen mocy. Tema już od dłuższej chwili słuchała go z wielką uwagą. Naraz, nie zważając na skaleczoną nogę, skoczyła, jak pantera, z szezlongu. Była w zupełnym prawie negliżu. Białawe, puszyste futro, które ją okrywało przed chwilą, spływało obecnie z jednego jej ramienia. Jej pełne łono było napół odsłonięte. Stała pośrodku pokoju, jak wspaniały posąg, a jej czerwone, ogniste wargi paliły się zdaleka.
— A więc tak — zawołała — tak, tak i jeszcze raz tak! Chciałam zemsty, a teraz nie chcę. On nie może zgnić w kryminale, nie zgnije. Ja go uratuję. Ja go kocham, kocham! Spać nie mogę... We śnie widzę go w kajdanach, bladego, wynędzniałego. Kiedy indziej zdaje mi się, że on jest przy mnie,