Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego kursu. Dama przechadzała się niespokojnie. Widocznie oczekiwała kogoś, kto nie przychodził. Dopiero po kilkunastu minutach od Bielańskiej ukazał się mężczyzna młody i wysoki. Szedł powoli. Dama zbliżyła się do mężczyzny i zamieniła z nim parę słów, podniósłszy woalkę. W tej chwili mężczyzna widocznie zachwiał się na nogach. Upadłby, gdyby go nie podtrzymała kobieta. Wzięła go pod rękę i doprowadziła do stojącej na stacji dorożki, którą razem pojechali. Mężczyzna szedł z trudnością...
— Ależ to Strzelecki, to musiał być on. Skąd pan to wiesz, panie Józefie?
— O, to rzecz bardzo prosta. Niema tu z mojej strony żadnej zasługi, przeciwnie, dziwię się, że sobie tego nie przypomniałem odrazu. Za ratuszem jest knajpka, do której niekiedy zachodzimy. Otóż owego wieczora byłem w knajpce i słyszałem na własne uszy posłańca, opowiadającego o tem oryginalnem zdarzeniu. Wtenczas nie zwróciło to mojej uwagi...
— Wybornie, przecudownie! — wołał „Julek“ — mamy początek, trzeba tylko tak iść dalej.
— To już rzecz moja; ta strona kwestji i poszukiwań zdecydowana. Ale to chyba nie wszystko?
— W samej rzeczy. Ten kierunek poszukiwań nie wyczerpuje wszystkiego, co można zrobić dla biedaka. Sądzę, że jednocześnie trzeba jeszcze iść w innym kierunku. Mianowicie najprostszym śród-