Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednocześnie, zanim panna Fela lub stary Ejteles mogli mu przeszkodzić, żywy, jak zawsze, schylił się i zaczął zbierać przedmioty, które upadły.
— Aha, dwie fotografje!... obie kobiety, jedna stara baba, ale druga... aj, aj, aj, jak śliczna. I krzyżyk złoty... Co to jest? — pytał, podnosząc do góry wymienione przedmioty wraz ze szczątkami opakowania.
Ale stary bankier tymczasem aż się uniósł do połowy z szezlongu. Był blady, jak płótno.
— Po...łóż to! — zaledwo zdołał wybełkotać.
Panna Fela odbierała już od roztrzepańca podniesione przedmioty.
— Patrz, coś zrobił! — mówiła, wskazując na starca, który opadł na poduszki.
— Ja? Co ja jestem winien? — tłumaczył się „książę Stasz“.
— Biegnij w tej chwili po doktora! Zawołaj Ludwika i pokojówki.
— No, dobrze, już dobrze. Lecę, jak ten, co to ani w pięć, ani w dziewięć... Za minutę będę z powrotem.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Omdlenie starego Ejtelesa było chwilowe. Nie pociągnęło ono za sobą gorszych dla jego zdrowia skutków. Pomoc doktora była zbyteczna.
Wypadek z paczką odbił się jednak dotkliwie na jego humorze. Pomimo odbytej z panną Felą ponownej dłuższej konferencji, był od tego czasu ciągle jakiś smutny i osowiały.