Strona:Henryk Nagiel - Tajemnice Nalewek.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słucham jednak — mruknął sędzia.
— To tylko powiem, że w samej rzeczy spotkałem się na ulicy w umówionem miejscu z tą osobą i że poszedłem za nią. Tu urywają się moje wspomnienia. Dalej już nic nie pamiętam.
Jakto? Nie pamiętasz pan?
— Najzupełniej. O ile teraz widzę, straciłem na jakieś kilkanaście godzin świadomość moich czynności. Był to rodzaj głębokiego snu, z którego nie mam żadnych wspomnień. Do świadomości przyszedłem dopiero wtenczas, kiedy mnie zaaresztowano. Do biura musiałem zapewne przyjść machinalnie.
Sędzia śledczy aż podskoczył na krześle. Twarz jego wyrażała zdziwienie.
— Sen, w którym pan chodzisz i działasz! — zawołał. — — Ależ to bajki z tysiąca i jednej nocy. Jakże pan chcesz, żeby można czemuś podobnemu uwierzyć. Dlaczego pan nie mówiłeś o tem podczas pierwszego przesłuchiwania?
— Było ono zbyt sumaryczne.
Sędzia powstał z za biurka. Przechadzał się po pokoju, założywszy ręce na piersiach. Nagle zatrzymał się przed Strzeleckim.
— Pomimo wszystkiego, przyznam się panu — zaczął — czuję dla pana sympatję. Ma ona powody czysto zewnętrzne. Pańscy przyjaciele mają rację: widząc pana, słysząc ton jego głosu, zgóry nie chce się wierzyć, ażebyś pan popełnił czyn zbrodniczy. Wogóle nie chcę przesądzać w tej