Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż zarysuję w dwóch słowach sytuację... Uważam to za potrzebne dla wyjaśnienia wzajemnego stosunku. Postaraj się być cierpliwym....
— Będę... liczę na storublówkę, jako na nagrodę cierpliwości — odezwał się głos z za szafy, który odzyskał już swój suchy dźwięk i ton ironiczny.
— Nie licz... Ale to rzecz mniejsza. Zaczynam. Był sobie przed laty dwudziestu niejaki hrabia... tak go przynajmniej nazywali wszyscy towarzysze hulanek... Lolo Półtoracki.. Nie znasz tego nazwiska?
Z za szafy odezwało się tylko stłumione mruczenie. Na twarzy pana Onufrego rozkwitał szeroki uśmiech.
— Nie słyszałeś?.. Tem gorzej! Nie musiałeś czytywać sądowych listów gończych... Otóż ten hrabia Lolo, straciwszy własny majątek, sfałszował weksle z podpisem żony na parękroć tysięcy rubli i podstawiwszy u rejenta jakąś starą babę, sprzedał komuś naiwnemu za kilkadziesiąt tysięcy rubli folwark, stanowiący własność jego teściowej... Nie liczę dziesiątków drobniejszych oszustw...
— Do czego to prowadzi? — zapytał głos z za szafy, tym razem tonem nieco ostrzejszym.
— Do czego?.. Mój Boże!.. Bynajmniej nie do tego, co bywa zwykłem następstwem podobnego rodzaju figlów, nie na Pawiak... Pan hrabia Lolo był dość inteligentnym, ażeby w sam czas umknąć za granicę, do Ameryki, czy do Australji... Bóg to raczy wiedzieć!..
— A więc?..
— Więc... prowadzę dalej... Upłynęło dwadzieścia lat. Jeżeli przez ten czas środki hrabiego musiały