Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale... wybacz-że jeżeli jesteśmy tacy wymagający... miałeś znaleźć zabójcę i dowody jego winy...
— Znajdę. Niech pan mecenas zawiadomi mnie o terminie sprawy, w izbie sądowej.
Na tem kończyła się rozmowa. Takie jej jednak zakończenie nie uspakajało bynajmniej niecierpliwości „Julka,“ który gryzł się tem wszystkiem nielada, oczekując co dzień jakiegoś wypadku, mającego raz wreszcie w ten lubieżny sposób położyć koniec przykremu stanowi niepewności...
Na domiar złego z więzienia przychodziły coraz gorsze wiadomości.
Stefek Polner od kilku dni znajdował się w więziennym lazarecie. — Na wieść o tem, adwokat pobiegł do niego, ale wrócił jeszcze bardziej stroskany... Chłopak był blady i wychudły. Doktór więzienny nie był wstanie określić dokładnie podkopującej go choroby. Dzieciak, jak to mówią, w oczach marniał, mizerniał i słabł, oczy miał podkrążone... Przestał mówić, odpowiadał na pytania tylko znakami. W oczach jego malowała się jakaś beznadziejna troska...
Gdy nazajutrz przyszła Władka, również wracająca dopiero co z odwiedzin Stefka, z twarzą rozgorączkowaną i oczyma czerwonemi od płaczu, łatwo sobie przedstawić, jakie wrażenie wywarł na „Julka“ jej widok... Niezwłocznie, wprawdzie uprosił zacnego doktora Zermana, ażeby udał się do lazaretu więziennego, i postarał się ułatwić lekarzowi wizytę, ale właśnie rezultat owych odwiedzin był jeszcze smutniejszy!... Zerman otwarcie powiedział „Julkowi,“ że może być źle...