Strona:Henryk Nagiel - Sęp.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Opowiadać mi zresztą nie potrzebujesz nic. Czytałem gazety dzisiejsze, słuchałem po drodze, co gadają. Tyle zapewne, co i ty, wiem...
„Wicherek“ drapał się w głowę. Spostrzegał szkopuł, o którym nie myślał.
— A wejść do środka niepodobna! — rzekł.
— Dla czego?
— Drzwi zapieczętowane...
Przez chwilę panowało milczenie.
— Chyba... — zaczął znów „Fryga“.
Ajent zwrócił nań pytające oczy, w których zabłysła nadzieja.
— Chyba?.. — pytał.
— Chyba należałoby użyć jednego środka...
— Jakiego?..
„Fryga“ milczał.
— Ale, powiedz-że, powiedz, panie Józefie... Jeśli tylko ten środek przyszedł panu do głowy, musi być dobry.
„Fryga“ uśmiechnął się na tę pewność swego dawnego kolegi.
— Nie wiem... — odrzekł. Widzisz pan tam rozbite okno? To chyba okno od stancji, gdzie spełniono zabójstwo?
— Tak.
— Rama jest wyrwana... Okno zdaje się być dość szerokie... Czy by nie można zajrzeć przez okno?
— Myśl!..
— Chyba nietrudno znaleźć tu gdzie drabinę?
— Drobnostka.