Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 94 —

Kto z młodzieży polskiej, przez lata całe rozbijającej się o port New Yorku, z tej cyganery i inteligentnej i półinteligentnej, przybywającej tu z Europy i do starego kraju wracającej, nie znał osobiście lub ze słyszenia „Matki“ i jej jadłodajni!? Była to ostatnia ucieczka głodnych, a i miejsce, gdzie w razie potrzeby można było znaleźć „pajnt“ piwa, zafundowany przez jakiego uczynnego koleżkę.
Nad wejściem do dość wysokiego „basementu“ — szyld: „Restauracya Polska“.
Żadnych napisów angielskich ani niemieckich — bo i po co? — każdy i tak wiedział, że tu bywają sami Polacy, mówią po polsku, klną po polsku, jedzą po polsku, kłócą się po polsku i po polsku.... kredytują. Wewnątrz w niewielkiej, podłużnej izdebce mieściło się pięć czy sześć stołów obiadowych, okrytych dość wątpliwej czystości serwetami, obok krzesła różnego kalibru i rodzaju.... całe, dziurawe i kulawe. W dzień czy późno w noc obsiadały te krzesła różnobarwne postacie młodzieży i starszych. Rano pito tutaj kawę, herbatę lub mleko; od 10ej do 3ej obiadowano; od 5ej do 10ej jadano kolacyę; a zawsze gadano o polityce, patryotyzmie, zreformowaniu społeczeństwa z gruntu — i o tem, zkądby tak pożyczyć — trzy „kwodry“.... na boom.
„Restauracya Polska“, niegdy założona przez „papę“ B...., teraz pod kierunkiem jego wdowy istniejąca, szeroki miała rozgłos.