Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 75 —

ową „purse“ od siebie — Trwało to przecież tylko sekundę.
Wysiłkiem woli pomiarkował się i po polsku rzekł do Kaliskiego:
— To ma być dla mnie?
— Tak....
— A więc oświadcz im pan, że ja tego nie przyjmę.... Biedny jestem, ale mam ręce do pracy. Jałmużny nie potrzebuję!
Twarz mu promieniała w tej chwili wyrazem szlachetnej dumy.
Kaliski aż za głowę się chwycił z podziwu. Wszystkich zastanowiła gra fizyognomii Homicza. Mówiła ona prawie tak wyraźnie, jak słowa. Pytano jeszcze Kaliskiego. Ten powiedział.
— Czy podobna?! — wołano — Wytłumacz mu pan... powiedz!
Sam kapitan okrętu nie wiedział, co robić. Kaliski tłumaczył chłopcu, że nieprzyjęcie ofiary byłoby ciężką obelgą dla ofiarodawców, ale Homicz stał przy swojem. Rzekł wreszcie po namyśle:
— Dla mnie tego nie przyjmę... Ale, jeśli już ofiary cofnąć nie można, proponuję inne wyjście. Proszę, naturalnie jeśli się na to zgodzą pp. ofiarodawcy, przeznaczyć pieniądze na wsparcie istotnej nędzy, krórej nie brak na tym okręcie.... — tu obwiódł oczyma i wskazał na