Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/666

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 662 —

Natężył on wszystkie siły, ażeby się wyrwać z rąk siepaczy.... Rwał się, ale napróżno. Zaciskał zęby i język krwawił. Żyły naprężyły mu się na czole, jak postronki.... Okropnie wyglądał.
Upłynęło tak sekund parę.
Trzej mężczyźni pobledli, jak trupy, na widok tej męczarni, tylko Stefka śmiała się, jak szalona — i obserwowała ciekawie, jak na skórze nogi od żaru wyrastały bąble i pękały; jak każdy nerw i muskuł drżał w obnażonem ciele.
— Dosyć... — wyrwał się wreszcie z ust Morskiego jęk — wszystko powiem....
Kaliski dał znak, Stefka odjęła żagiew.
— Mów — rzekł.
— Zaraz... tylko odpocznę.
Twarz Kaliskiego zapaliła się gniewem. Dał znak Stefce; ten znak zrozumiał torturowany starzec.
— Już... już... — zaczął śpiesznie — tam pod kamieniem....
Wskazał leżący u stóp pagórka, zaledwo widoczny w mdłem oświetleniu ogniska, głaz potężny.
— Wysadźcie to dynamitem....
Kaliski spojrzał nań nieufnie. Zdawało mu się nieprawdopodobnem, ażeby pod ogromnym kamieniem było schowanko Morskiego; wietrzył jakiś podstęp.