Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 51 —

Po odbyciu Spowiedzi, gdy serce stało się lekkie, jak ptak, i jasność w oczy patrzała, przyszła mi myśl. Zapytałem kapłana, który mi ostatnią oddał przysługę, czy nie mógłby tych kartek (wraz z pierścionkiem) przesłać mojej żonie.
Po namyśle, kazał mi przysiądz, że nic w tem niema zdrożnego. Wtedy obiecał, że będzie próbował przesłać je, gdzie należy. Dałem księdzu dawny warszawski twój adres, moja Józieczko.
....Czy jednak papiery te was dojdą? — Bóg wie jeden.
....Kończę. Kapłan czeka.... Jeszcze ostatnia łza dla was. Nie płaczcie, czytając ostatnie słowa tego, który jutro umrze śmiercią hańby.

Wasz
Stefan Śląski.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czytanie zostało nareszcie skończone.
Dwie kobiety, w migocącem świetle lampy, zmęczone wrażeniami i bólem, blade były, jak dwa posągi z marmuru. Przez długą chwilę milczały, a w oczach obiedwu szkliły się łzy. Wreszcie Jadwiga się podniosła.
— Ciociu! — rzekła — To był męczennik.... Dusza bez skazy i serce wielkie. Czcić go należy. Pomódlmy się za niego! Wzięła staruszkę za rękę — i poprowadziła do obrazu Matki Boskiej. Klękły i modliły się.
Gdy wstały od modlitwy, twarz Jadwigi była prawie pogodna.