Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 48 —

stynię sprawi, że i te moje słowa, testament mej rozpaczy, znajdą się kiedyś w ręku wykonawców woli Bożej.
....Przystępuję do rzeczy. Spokoju!
....Dziś od rana byłem, jak na żarzących się węglach. Całą noc nie zmrużyłem oka. Myślałem. Pragnąłem znaleźć rozwiązanie zagadkowego listu Millera i nic nie znalazłem. Wreszcie powiedziałem sobie: „Poranek przyniesie rozwiązanie.”
I przyniósł jeszcze większą zagadkę.
Nerwy zdawały się pękać mi w głowie, gdy strażnik, zimny i milczący, jak zawsze, położył przedemną zwykłą bułkę chleba. Nareszcie odszedł. Rozłamałem chleb.
W środku znalazłem dwa przedmioty: połowę mosiężnego pierścionka z wizerunkiem Majtki Boskiej — i drugą kartkę.
Byłą (jeśli to możebne) jeszcze bardziej zmięta i wyplamiona, niż pierwsza.... Odczytałem ją z trudem. Była ona ciosem śmiertelnym dla zrodzonej wczoraj nadziei.
Jest przecież zarówno, jak i ów odłamek pierścionka, dowodem, początkiem dowodu dla tych, którzy pamięć moją pomszczą.
....Załączam dla nich obydwa te dowody.
A ponieważ mogłyby im być niezrozumiałe zygzaki Millera, streszczam tu tę drugą jego zapiskę.
M. oświadcza w niej, że wbrew obietnicy, teraz nic dla mnie zrobić nie może. Za chwilę wyjeżdża z New Orleans, wyjeżdża daleko. Boi się, ażeby go nie zamordował on (wyraz trzy razy podkreślony)!! Radzi mi prosić o „pardon“ u gubernatora — i wierzy, iż zostanę