Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 498 —

Miał to być człowiek cudowny w swoim rodzaju. Detektywem z profesyi nie był; żył sobie z majątku własnego w zaciszuem Evanston, a zajmował się trudnymi procesami kryminalnymi — z amatorstwa. Prowadzenie śledztwa pozostawiał zresztą komu innemu. Sam rozwiązywał zagadki przy pomocy kombinacyj umysłowych — i bardzo rzadko brał się do pracy czynnej. Był to dziwak skończony. Zresztą bystrość umysłu miał posiadać niesłychaną.
Nie ostała się przed nim żadna najzawilsza zagadka.
Do tego to człowieka zwrócił się z polecenia Homicza już przed dwoma tygodniami dr. Gryziński.
Pomimo zapowiedzianego z góry znacznego wynagrodzenia pieniężnego, a może właśnie dla tego, Robbins przyjął go dość kiepsko.... Słuchał relacyi o sprawie niedbale, a nawet z początku nie uważał jej za dość interesującą i godną swego zajęcia (nb. brał tylko takie sprawy, które mu się podobały). Twierdził nawet, że na razie zajęty jest inną sprawą, której nie może porzucić. Dopiero gdy usłyszał nazwisko Homicza, zmiękł. Kazał Gryzińskiemu zostawić papiery — i obiecał odpowiedź za tydzień.
I istotnie, w tydzień potem nadesłał Gryzińskiemu te dwa słowa: