Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 46 —

tnie. Nareszcie zatryumfowała we mnie myśl jedna, myśl radości i nadziei.
Rozbrzmiewa mi ona w tej chwili w mózgu.
A więc nie jestem sam na święcie. Jest ktoś, co wierzy w moją niewinność, kto troszczy się o mnie — i chce mi podać dłoń pomocną.
O, niechaj stokroć będzie błogosławiony!
....I kto to?
Natężyłem myśl. Tak jest.... Ja znam zkądś to pismo niekształtne, to pismo człowieka nieprzywykłego do trzymania pióra. Zkąd?.... Chwila namysłu — już wiem. To pismo Millera.
....Miller — to ten chłopak, który służył w mojej kompanii. Jedyny Polak, którego spotkałem w wojsku Południowców. Pamiętam, uratowałem mu życie pod Oak Hill. Zawierucha!.... ale w gruncie rzeczy serce niezłe. Tak mi się zawsze zdawało. Opowiadał mi nieraz, jak im to dziwnym zbiegiem wypadków znalazł się na drugiej półkuli, zdała od swego rodzinnego Cieszyna, w obcem wojsku. Słuchałem go z przyjemnością, nic dla tego, co mówił, ale dla tego, że mówił po polsku.
Po skończeniu wojny wyrobiłem mu miejsce woźnego w banku. Wydalono go zresztą za jakieś drobne przekroczenie.... To właśnie jego następcą był nieszczęsny, zamordowany Filip.
Tak, to on.
....Dla czegóż on właśnie?
Jakąż rolę gra w tym dramacie? Co znaczą jego słowa?
....Pióro wypada mi z ręki,... Ten promień światła uczynił mrok mojego ducha jeszcze, gęstszym.