Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 491 —

cy, ale jednocześnie po za tą zasłoną ukaże mu mrok jeszcze bardziej ponury....
Wyciągnął rękę do leżącego na stole listu — i znów ją cofnął.
Tak! — nie może się łudzić.... Ten list nie jest przeznaczony dla niego; to list do jego ojca. Zrozumiał to odrazu, po przeczytaniu pierwszych kilku wierszy.... Czy ma prawo czytać dalej to pismo? czy to uczciwie?.... Nie — a jednak jego ręka mimowoli wyciąga się do ćwiartki papieru.
Bo też te kilka pierwszych wierszy, na które padł jego wzrok, są aż nazbyt pełne treści.
Jest w nich grom i trucizna, jest w nich zapowiedź czegoś strasznego. Mowa w niej o jakiemś dziewczęciu, śledzonem przez kogoś z polecenia jego ojca, tam w Ameryce. Co to za dziewczę?....
Nie. — Konrad nie ma siły cofnąć się przed odczytaniem listu.
Precz ze skrupułami; tu idzie o jego całe życie.... Nie stał się posiadaczem cudzego listu świadomie; list ten wpadł w jego ręce przypadkiem, wskutek niezwykłego zbiegu okoliczności. W pierwszych zaraz słowach tego listu skierowano jakieś niejasne, straszne oskarżenie przeciwko jego ojcu.... Musi je poznać! Nie kochał nigdy zbyt gorąco ojca, którego znał mało, ale przywykł go szanować.... Mieli wspólne nazwisko — i wspólny honor. Czy