Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 463 —

szonego starca, ale ten, obdarzony dużą siłą, nie puszczał swej ofiary.
— On ma moje sto dolarów.... ma! do kroćset tysięcy szatanów! — wołał głośno — dajcie mi go zrewidować, a zaraz się to pokaże!
I literalnie dusił krupiera.
Ten ostatni zdołał się wreszcie wysunąć z rąk napastnika, ale położenie jego nie było przez to lepsze. Wprawdzie starego jegomości, który się rwał do niego, przytrzymywali teraz posługacze szulerni, ale za to tłum rozgorączkowanych graczy wziął stronę poszkodowanego,
— Zrewidować go! zrewidować! — wołano.
Stary jegomość ze swej strony dolewał oliwy ognia.
— Tak.... zrewidować! — krzyczał — To niebezpieczny, przeklęty łotr.... poznałem go dopiero w tej chwili. Wiem, wiem, co za jeden.
I wyrwał się znów z rąk krupierów.
To, co nastąpiło, trwało jedno mgnienie oka tak, że nikt ani zoryentować się ani zapobiedz temu nie był w stanie.... Krupier Dix niespodziewanie wydobył rewolwer i strzelił. Stary jegomość został trafiony. Tymczasem Dix, grożąc rewolwerem, przebił sobie drogę pomiędzy graczami do okna w rogu sali — i wyskoczył tamtędy.
W zamieszaniu nikt nie pomyślał o ściganiu łotra.
Przybyły lekarz opatrzył ranę starego jegomości. Pokazało się, że nie jest ona groźna. Raniony znajduje się w szpitalu.