Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/458

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 454 —

zresztą dawną siedzibę i pozory tajemniczości przez przyzwyczajenie. Co więcej, wywiedziawszy się, czyją nominalną własność stanowił ten nieużyteczny nikomu szmat ziemi, kupił go po cichu, a za tanie pieniądze od właściciela — i w razie, gdyby mu kiedykolwiek chciano czynić jakieś kwestye co do prawa zajęcia wyspy, mógłby się wykazać — najprawniejszym w świecie tytułem posiadania.
„Sarenka” stanowiła jednę z jego pociech.
Było to dziewczę dobre i miłe, chociaż z główką trochę po amerykańsku przewróconą. Samodzielną była bardzo. Starego Morskiego, „tatka” swego, kochała ogromnie, a pieściła go razem i mustrowała, jak dziecko.
On, zawsze szorstki i gniewny, przed nią miękki był, jak wosk.
Jednego tylko nie mogła na nim wymódz, aby przestał pić.... Kazania mu nieraz prawiła z tego powodu, kłócili się o to: nic to nie pomagało. Najwyżej, gdy go bardzo przycisnęła do muru, znikał nagle i nie pokazywał się przez całe miesiące.
I w chwili, gdy „Sarenka” weszła do tureckiego „parloru”, stary Morski znajdował się już pod wpływem trunku.
Twarz miał, jak gdyby w płomieniach; oczy przymknięte. Marmotał coś pod nosem — i w kąt pokazywał palcem.... A gdy zabłysło światło lamp, zapalonych przez Murzy-